22.01.2016

Kuracja Medycyną Komórkową i pestkami moreli - amigdaliną. Nasze doświadczenia.



Kuracja Medycyną Komórkową amigdaliną


W lutym 2000r. zdiagnozowano u mojej mamy gruczolaka wielopostaciowego podniebienia twardego (złośliwa postać nowotworu). W kwietniu 2000r. został on operacyjnie usunięty, a następnie mama przeszła radioterapię ( lipiec-sierpień 2000r). Wszystko było dobrze do roku 2008, kiedy zaczął boleć ją kręgosłup i zaczęła mieć pierwsze problemy z chodzeniem.

Została hospitalizowana na oddziale neurologicznym, gdzie wykonano badania oraz zdjęcie RTG kręgosłupa. Jednak lekarz prowadzący po obejrzeniu zdjęcia RTG nic nie zauważył i stwierdził, że jej problemy wynikają prawdopodobnie z choroby nerek. Przez kolejne kilka miesięcy mama jeździła do różnych specjalistów, aby to potwierdzić.  Jednak cały czas okazywało się, że nerki są zdrowe i pracują prawidłowo.  Postanowiła udać się na konsultację na oddział neurochirurgii do Kliniki Neurologicznej. Tam okazało się, że ma zaawansowany stan patologicznego złamania kręgu kręgosłupa. Następnie po wykonaniu rezonansu magnetycznego, w trybie pilnym w dniu 05.06.2009r. przeszła zabieg – laminektomia Th10 i otwarta weryebroplastyka trzonu Th10. Z uwagi na fakt, że pobrany materiał podczas operacji do badania histopatologicznego okazał się niediagnostyczny, dalej nie było wiadomo skąd jest to złamanie patologiczne. Jej stan się pogarszał na tyle, że 30.12.2010 r. przeszła kolejną operację – stabilizacja transpedikularna Th9-Th11. Nie pobrano wówczas wycinka do badania histopatologicznego, co dalej uniemożliwiało dokładne określenie, jaki jest to typ nowotworu. Po konsultacji w klinice onkologicznej zdecydowano o kolejnej radioterapii, którą przeszła w czerwcu 2011 r. Niewiele jednak ta radioterapia dała, ponieważ choroba postępowała  i w październiku 2012r na skutek ucisku guza, mama całkowicie przestała chodzić.

Na uwagę zasługuje fakt, że przez prawie cztery lata mama była leczona niejako „na oślep”. Pierwszą była diagnoza o chorych nerkach. Później, że owe patologiczne złamanie kręgu, to może być efekt osteoporozy. Nawet radioterapia (30.12.2010r) była dobrana na „wydaje nam się”, bo choć się spodziewano, to nie było wiadomo, czy jest to pierwotne ognisko nowotworu, czy może przerzut po wcześniejszym nowotworze podniebienia. Dopiero 30.12.2012r zrobiono badanie histopatologiczne z którego wynikło, że mamy do czynienia z adenocarcinoma pleomorphicum (guz mieszany złośliwy - tumor mixtus malignus).

Podczas jednej z pierwszych wizyt w klinice onkologicznej w 2009 (po pierwszej operacji na kręgosłup) mama chciała uzyskać fachową poradę i skonsultować swój stan zdrowia w perspektywie zastosowania medycyny komórkowej z dużą dawką witaminy C i terapii amigdaliną. Jednak zamiast otrzymać fachową poradę, została kompletnie wyśmiana. To spowodowało, że zarzuciła chęć rozpoczęcia kuracji przeciwnowotworowej tą metodą (TK - 30.09.2009 – 1,7 masa wypełniająca – bez oznak meta i guza). A to, co jej zaproponowano po drugiej operacji, która odbyła się 30.12.2010r, to radioterapia. Była to już druga tura radioterapii, po której otrzymała maksymalną dawkę promieniowania, jaką pacjent może przyjąć. Jak się okazało, radioterapia nic nie pomogła, a stan mojej mamy się dalej pogarszał. Postanowiliśmy jeszcze skonsultować się z wybitnymi profesorami neurochirurgii z dwóch uznanych klinik w Polsce. Konsultacje wypadły niczym wyrok – nie możemy już Pani pomóc. A czas przeżycia pół, no maksymalnie rok, taka odpowiedź padła na przełomie 09-10.2012r.

Mama zadzwoniła jeszcze do prowadzącego specjalisty onkologa (już wtedy nie chodziła), czy jeszcze coś można zrobić. W odpowiedzi usłyszała, że „chemioterapia nic nie da, bo jest to chemiooporny nowotwór, a radioterapię wykorzystała Pani już w pełnym zakresie, więc nie mamy już Pani nic więcej do zaproponowania” i zrezygnowali z dalszego leczenia. To było chyba najlepsze, co mogło się mojej mamie przytrafić w jej stanie i jej przypadku. Skoro onkolodzy nie mieli już nic do zaproponowania i odpuścili, to my nie mieliśmy nic do stracenia, więc wróciliśmy do tego, co chcieliśmy zastosować już na początku, czyli do medycyny komórkowej z zastosowaniem dużej dawki witaminy C oraz amigdaliny, podawanej w formie jąder pestek moreli. 
Kurację medycyną komórkową z dużą dawką witaminy C (ok.8,5g na dobę), mama rozpoczęła w listopadzie 2012 roku, a na przełomie 02-03.2013 roku zaczęła przyjmować amigdalinę w formie jąder pestek moreli ok. 30 sztuk na dobę (15 rano i 15 wieczorem). Dodatkowo w lipcu 2013 roku zakupiliśmy wyciskarkę do soków i zaczęliśmy robić soki warzywno – owocowe.

Na uwagę zasługuje na pewno fakt dynamiki przyrostu guza pomiędzy badaniami. Wynik TK (tomografii komputerowej) z 30.09.2009, który nie wykrył meta ani guza, będący pierwszym badaniem kontrolnym po operacji, a wynik TK z dnia 24.09.2012 roku, który wykazał, że wielkość masy guzowej urosła z zera do rozmiaru 8x7,5x5 cm. Jak widać z obu wyników dynamika przyrostu masy guzowej jest bardzo duża. Modeli do obliczania rozrostu masy guzowej jest kilka, jednak są one bardzo skomplikowane i zależne od wielu czynników. Dla zobrazowania sytuacji posłużę się zwykłym liniowym modelem przyrostu guza. Prognozując przyrost masy guzowej zwykłą metodą liniową, to na dzień 03.2013r mógłby on w przybliżeniu wynosić około 12,5x11,5x8,5 cm, natomiast na dzień 30.03.2015r w przybliżeniu mógłby wynosić około 32x30x21 cm. (prognozowane wyniki mogą być obarczone pewnym błędem)
Jednak z wyniku TK (tomografii komputerowej) z dnia 30.03.2015r wynika, że masa guzowa wynosi 10x10x8,5 cm. Z wyniku TK z dnia 30.03.2015r wynika, że masa guzowa jest nawet niższa niż prognozowana masa guzowa na dzień 03.2013r (12,5x11,5x8,5 cm, rozpoczęcie kuracji amigdaliną).

Kuracja Medycyną Komórkową i amigdaliną
Kuracja Medycyną Komórkową i amigdalinąKuracja Medycyną Komórkową i amigdaliną

Starałem się skonsultować opisane wyniki TK z lekarzami, jednak prócz dużego zaskoczenia nie byli w stanie niczego konkretnego powiedzieć. Nie wiemy dziś czy rozrost guza się zatrzymał, czy dość mocno spowolnił swój rozrost, czy może mamy do czynienia ze zmniejszaniem się masy guza. Do obiektywnej oceny brakuje nam badania TK z okresu 03.2013r. - rozpoczęcia kuracji medycyną komórkową i amigdaliną. Wszyscy jednak byli pewni, że obecna kuracja „coś” daje, a jak widać, daje dużo.

A ile daje to już niech każdy sobie oceni sam, w oparciu o wyniki badań TK.

Po tych kilku latach doświadczeń jest w nas żal i złość, że mama posłuchała się onkologów oraz nie zaczęła swojej kuracji, gdy po pierwszej operacji z badania TK (30.09.2009) wynikało, że nie ma żadnych mas guzowych. Jak wiadomo powszechnie, zupełnie inaczej leczy się nowotwory, gdzie są tylko pojedyncze komórki, które pozostały po operacji, a guzem, który już ma 8x7,5x5 cm.
Odkąd mama zaczęła stosować kurację komórkowa wraz z amigdaliną, ma bardzo dobre wyniki. Mimo tego, że prawie od czterech lat nie chodzi, praktycznie cały czas znajduje się w pozycji leżącej, w ogóle nie choruje. Osoby w jej stanie bardzo często zapadają na różne infekcje oraz często chorują na zapalenie płuc, a ona przez cały ten okres nie była ani razu przeziębiona (nie miała nawet kataru).
Dodatkowo, gdyby guz znajdował się w innym miejscu i nie uciskał nerwów oraz rdzenia kręgowego, a także gdyby miała czucie w nogach i mogła chodzić, nawet nie byłoby widać, że jest chora. 
Gdyby zażywanie amigdaliny prowadziło do zatrucia cjankiem potasu, wyniki mojej mamy byłyby zupełnie inne. W załączeniu wyniki badań z 23.03.2015r oraz 07.01.2016r. Zatrucie cjankiem potasu, przed którym lekarze przestrzegają osoby chcące leczyć się amigdaliną, w zalecanych dawkach jest nie do końca prawdziwe i przesadzone.

Kuracja Medycyną Komórkową i amigdaliną
Kuracja Medycyną Komórkową i amigdaliną

Nie mówiąc już o tym, że zawsze można wykonać badania kreatyniny, ATL, AST i inne, a także sprawdzić czy doszło do ewentualnego zatrucia. Jestem pewny, że moja mama jeszcze żyje, właśnie dzięki amigdalinie i terapii komórkowej.

Leczenie, to określenie, którego używać mogą tylko lekarze. Ja lekarzem nie jestem, ale udało mi się pomóc mojej mamie. Jest wiele różnych naturalnych metod walki z nowotworem i wiem, że na pewno trzeba walczyć. Nie poddawać się, nawet jeśli lekarze przestali już leczyć (pomimo tego, że powinni robić to dalej).

Powyższy wpis jest opisem naszych doświadczeń i ma charakter informacyjny.



Podziel się artykułem ze swoimi znajomymi. Każdemu może on się przydać lub może go zainteresować. Jeżeli nie chcesz go udostępniać to po prostu możesz go polubić – to dzięki Wam mogę dalej rozwijać bloga - dziękuję bardzo.


Proszę również o komentarze, szczególnie te które mogłyby być dla kogoś pomocne  - za nie także bardzo dziękuję.




1 komentarz:

  1. Od wielu lat interesuję się metodami niekonwencjonalnymi i zdrowym żywieniem i już dawno słyszałam, że przytoczone sposoby leczenia są bardzo skuteczne. Szkoda tylko, że lekarze tak kurczowo trzymaja się leczenia chemicznego i nie potrafią służyć pacjentom, tylko służą "mafii farmaceutycznej".

    OdpowiedzUsuń